maly turnieje
POTRÓJNE SZCZĘŚCIE W WITNICY
Pierwszego dnia lipca A.D. 2017 w Witnicy szczęścia mieliśmy co niemiara. O tym jednak za chwilę. Najpierw o samym turnieju, na który jesteśmy zapraszani co rok. I przeważnie nie zawodzimy. No, może z jednym wyjątkiem, ale nie ma co sobie zawracać głowy jednorazowym wypadkiem.
Nocny Turniej Oldbojów w Witnicy wciąż pisze nową historię. Ten rok dołoży kolejny fakt, bowiem kojarzony będzie z pożarem zabytkowej Katedry w Gorzowie, który wybuchł właśnie w dniu rozgrywania turnieju. Przez „nockę” w Witnicy przewinęło się przez lata wiele uznanych i zacnych drużyn, ale też i leszcze oraz totalna amatorszczyzna. W tym roku skład drużyn był, jak zwykle, zróżnicowany, a co za tym idzie i poziom bardzo nierówny. My się do tej huśtawki umiejętności dopasowaliśmy doskonale, bo potrafiliśmy zagrać i kosmos i czarną dziurę.
 
Inauguracja w naszym wykonaniu wypadła fatalnie. Zagraliśmy z Pogotowiem Ratunkowym, gdzie grał tylko jeden sanitariusz, zaś reszta wyglądała jakby przed chwilą skończyła nocny dyżur na oddziale zamkniętym. Okazało się, że ten grający kierowca karetki szybko nas do niej zapakował i zawiózł do kostnicy, po oddaniu jedynego celnego strzału w naszą bramkę. Mimo ataków i szybkiej akcji reanimacyjnej nie udało się nam wydostać z pokoju bez klamek. Pomoc jednak miała nadejść wkrótce, a póki co, przed kolejnym meczem zastosowaliśmy terapię wstrząsową.
 
Znana wszystkim jest historia z meczami otwarcia, o wszystko i o honor. I drugi nasz mecz okazał się meczem o wszystko. Przeciwnikiem była ekipa z Krzeszyc, która poległa wcześniej z Drezdenkiem. Mecz przegranych nie był emocjonujący, a zaaplikowane w nasze ciała pigułki doprowadziły do uspokojenia i uważnej gry na całym boisku. Od tego meczu zastosowaliśmy też inną taktykę i zagraliśmy dwoma składami. Było to dobre posunięcie, przynajmniej na razie. Ten mecz jednak po golach Olesia i Kastana pewnie wygraliśmy i jeszcze zostaliśmy przy życiu.
 
Ostatni mecz w grupie musieliśmy wygrać, by wyjść z grupy. Ktoś jednak zauważył, że nawet przy naszej wygranej możemy nie awansować do półfinałów. Ale to tylko głupie uwagi przedmeczowe, bo wygrać musieliśmy. A co będzie potem? Się zobaczy. I co? Pięknie rozpoczęliśmy mecz. Wróciliśmy do swojego grania i Kastan skaleczył Drezdenko. Za chwilę jednak, z nawiązką oddaliśmy prowadzenie i spokojnie mogliśmy iść do szatni, by kolejny raz zażyć uspokajające leki i to w mocniejszych dawkach. Jedno zwycięstwo w grupie raczej nie wystarczy, tym bardziej, że został w grupie do rozegrania ostatni mecz. Wygrana Krzeszyc pozwalała im wyjść z grupy, ale tylko przy wysokiej wygranej. Remis urządzał Pogotowie. I stała się rzecz niezwykła. Oczekiwana pomoc nadeszła. A największa w tym zasługa jest naszego dietetyka i zarazem szamana z Kubany. To On, krążąc wokół boiska i mamrocząc coś pod nosem (pewnie jakieś tajemnicze zaklęcia), rozdmuchiwał wokół zawodników ziołową aurę. Początkowo wszystko szło po naszej myśli (Krzeszyce strzeliły gola). Za minutę byliśmy poza burtą, bo Pogotowie wyrównało. Czasu zostawało coraz mniej i wtedy nasz szaman, wywalając na zewnątrz białka oczne, wszedł w trans i wywołał ulewny deszcz. Dzięki temu zabiegowi, zawodnik pogotowia poślizgnął się w polu karnym podcinając przeciwnika, a po chwili było już 2:1 dla Krzeszyc. Ten wynik urządzał nas, ale zaraz Krzeszyce podwyższyły i już się robiło gorąco. Chociaż i ten wynik był dla nas korzystny, to już nie mogła paść żadna bramka. I znowu sprawy w swoje oczy, płuca i skórę wziął prawie środkowoamerykański czarownik. Odpalił grubą faję i puścił wielki, biały dym, który przykrył całe boisko, a po chwili sędzia zakończył mecz. Tym sposobem, budując małą tabelkę, zajęliśmy 2 miejsce w grupie. To było szczęście nr 1.
 
Po tak szczęśliwym awansie doładowaliśmy baterie (kolejne piguły) i ostro ruszyliśmy do ataku w meczu półfinałowym. Witniczanie przeczekali naszą szarżę, a pod koniec meczu w wielkim stylu rozklepali obrońców i zdobyli 2 gole. Dziś nie byli do ogrania i nie ma się co dziwić, że wygrali cały turniej (w finale pokonali Drezdenko 1:0). Trenując codziennie ze sobą i to na tak dobrze przygotowanej murawie musieli odnieść sukces. Znali każde źdźbło trawy i wszystkie nierówności boiska więc żadna ekipa nie mogła im zaszkodzić.
 
Ostatni nasz występ w turnieju był bardzo waleczny a nawet krwisty. Szaman rozłożył się wzdłuż linii bocznej i zbierał siły na powrót więc musieliśmy radzić sobie bez magii. Magia jednak się na boisku pojawiła, a to za sprawą Kastana, Świderka i Grzenia. Wcześniej jednak miała miejsce mrożąca krew w żyłach sytuacja. Gdy prowadziliśmy 2:1, do kontry ruszył Oleś. Biegł sam na sam od połowy boiska i tuż przed oddaniem strzału został wycięty od tyłu przez jakiegoś rudego debila z Borka (a raczej z boru). I rozpoczęła się jatka. Wszyscy oldBOYS-i, pod wodzą Grzenia ruszyli do rudzielca, by pomścić swego brata, a że było nas więcej, to wypracowaliśmy przewagę i po chwili mieliśmy wszystkich z bandy rudego pod kontrolą. Żeby zaprowadzić porządek, z sąsiedniego boiska przybiegło parę osób i rozdzielało zwaśnione rody. Udało się, ale straty były, bo Oleś już nie mógł grać. Z tego faulu oczywiście mieliśmy rzut wolny. Grzeniu ustawił piłkę i pokazał wszystkim, jak strzela się w okienko z fałszerza. To był piękny gol. W tej całej akcji dotarło do nas szczęście po raz drugi, bo nic się poważnego nikomu nie stało, a zakrwawiony Oleś został odtransportowany do miejsca, w którym zaaplikowano mu dużą dawkę lekarstw. Tam wyglądał na szczęśliwego.
 
I tak oto zakończyliśmy boje w Witnicy na trzecim miejscu. W nagrodę otrzymaliśmy ogromną butlę najlepszego piwa, jakie jest produkowane w okolicy.
 
Za trzecim razem szczęście pomogło nam w drodze powrotnej. Kiedy pomyliwszy drogę trafiliśmy do jakiegoś Bronxu, gdzie dziwne typy próbowały nas załatwić. Nie było łatwo się stamtąd wydostać, bo byli napastliwi i uparci. Jednak pieśń Grzenia o niejakiej Stali rozluźniła zwoje myślowe bandytów i w jednej chwili stali się naszymi przyjaciółmi. Po chwili się pożegnaliśmy, a do domu prowadziła nas inna, za to skoczna piosenka o jakimś zielonookim Zenku M.
 
Skład wycieczki: Adaś, Pałka, Górek, Burak, Bobik, Dafi, Świder, Grzeniu, Oleś, Kastan, Lupi i tajemniczy środkowoamerykański szaman rodem z Kuby.
 
wyniki:
grupa B
Pogotowie Ratunkowe – oldBOYS 1:0
oldBOYS – Krzeszyce 2:0 (Oleś, Kastan)
Drezdenko – oldBOYS 3:1 (Kastan)
półfinał
Witnica – oldBOYS 2:0
o 3 miejsce
oldBOYS – Borek 4:1 (Kastan 2, Grzeniu, Świder)