Na inaugurację pokonaliśmy JP Polonę, a bramkę po składnej akcji całego zespołu i asyście Bobika, zdobył Moses. Nie był to łatwy mecz, bo przeciwnik bronił się całym zespołem i ciężko było się przebić. Doświadczenie jednak wzięło górę i w końcu znaleźliśmy drogę do bramki.
W drugim meczu zagraliśmy z Wulmarem, a z nimi to wiadomo, że nigdy łatwo nie jest. Tak też było i tym razem. Chociaż objęliśmy prowadzenie, to banda Świdra (ojciec i syn) doprowadziła do remisu. Nieuwagę Pałki wykorzystał 12-letni Świder i strzałem z „czuba” pokonał bramkarza. Z boiska to jednak my zeszliśmy jako zwycięzcy, bo z kolei banda Bobika (syn i ojciec) wykorzystała akcję ostatniej szansy i po rodzinnym rozegraniu młodszy zdobył zwycięskiego gola.
Ostatni mecz w grupie był już lżejszy, ale podczas padającego deszczu, kłopoty z utrzymaniem równowagi miał Oleś, dzięki któremu straciliśmy gola. Dobrze, że prowadziliśmy już dwoma bramkami i ten gol nie decydował o wyniku.
W półfinale, pewnie rozprawiliśmy się z Polesiem Białków, a strzelenie tylko dwóch goli zawdzięczamy nieskuteczności. W tym meczu każdy mógł wpisać się na listę strzelców, ale albo piłka w ostatnim momencie podskakiwała na kępie, albo trafiała w słupek lub poprzeczkę.
Ostatni mecz turnieju graliśmy z ... chyba faworytem. Zorza Grzmiąca do finału awansowała z bilansem 25:2, co wskazywało na efektowną skuteczność. Nie zaprzestali jej używać i w meczu z nami, bo dość szybko objęli prowadzenie. Na naszą odpowiedź nie czekaliśmy długo, bo już w następnej akcji Moses strzelił najładniejszego gola turnieju. Będąc metr od linii autowej i może jakieś 4 metry od linii końcowej (ostry kąt) idealnie prostym podbiciem uderzył w długi róg. To dało nam kopa na resztę meczu, co po chwili pozwoliło wyjść na prowadzenie. Na ostatnią minutę na boisko wszedł Bobik i wraz z synem rozegrał najładniejszą akcję w naszym wykonaniu. Przeciwnicy patrzyli, jak Bobiki ich klepią i mogli tylko bić im brawo. Puchar jest nasz.